Miasteczko Sz. odwiedziłem po z górą dwudziestu latach. Wtedy było urokliwe, a teraz jest jeszcze bardziej (bo i cała Polska jest jeszcze bardziej, od wejścia do Unii zwłaszcza). Miejscowi jednak uznali, że wyremontowane mury i bramy, kościoły i synagoga, nowe muzea i sympatyczne przewodniczki, nawet pieczątki, magnesy i śliwki w czekoladzie jako rzekomo lokalna tradycja mogą nie wystarczyć. I tak, chcąc nie chcąc, Olga Tokarczuk skończyła w gronie Wielkich Polaków:
Przyznaję - nie poznałem. I kiedy na tabliczce odczytałem kto zacz, przeżyłem wstrząs. To ma być Tokarczuk?! Przecież to Konopnicka! I już raz dwa ułożyłem sobie teorię spiskową: Robili Konopnicką, a tu raptem Olga dostała Nobla, więc chytrze zmienili podpis dla apdejtu i myśleli, że nikt się nie pozna!
Ale nie. Sprawdziłem. Na żadnej z tych kilku fotografii jakie sobie zrobiła, Konopnicka takiej sukni nie nosi (a pisze to fan Konopnickiej i znawca tematu), natomiast taką właśnie suknię miała Olga Tokarczuk na gali w Sztokholmie. Więc to raczej upierdliwość rzeźbienia dredów w lipie oraz koszmarne pęknięcie (które tym już naprawdę złośliwym może nasuwać skojarzenia z rozdartą sosną), przyczyniły się do takiego niepodobieństwa.
Ale na koniec pomyślałem, że - to w sumie się zgadza. Że Tokarczuk jest taką Konopnicką naszych czasów. Oczywiście, wszystko jest już na odwrót, ale poza tym - dokładnie tak samo.